Agnieszka Płonka – geofizyk, aktualnie uczy fizyki w krakowskim liceum oraz matematyki na WSB-NLU w Nowym Sączu. Członkini Stowarzyszenie Libertariańskie. Poza naukami ścisłymi zajmuje się mechanizmami propagandy i manipulacjami stosowanymi przez państwa totalitarne, o czym mówiła m.in. na Free Market Road Show oraz na Austrian Economics Conference w Wiedniu.
Na przestrzeni ostatnich miesięcy Agnieszka wypowiedziała wojnę znanym, „libertariańskim” think-tankom, które opowiedziały się po stronie sowietów. 

Przemówienie Aragorna przed Czarną Bramą Mordoru. To przed ostatnią bitwą „Władcy Pierścieni”, gdzie krzyczy do żołnierzy Gondoru i Rohanu „Na wszystko, co ukochaliście na tej  ziemi, wzywam Was do walki, Ludzie Zachodu!”. I przypuszcza szturm na Bramę. 

W prawdziwym życiu nie mamy jednego dziedzica Gondoru, orkowie nie wyglądają jak orkowie, a granice pomiędzy dobrem a złem są mniej oczywiste – zwłaszcza z oddali. Walka z  Mordorem jest bardziej zagmatwana, można się w jej trakcie gdzieś schronić, połączyć z Internetem, potem czekać na tę jedną wiadomość z konwoju, zdenerwować się na ignorancję  znajomych w Stanach, zastanawiać się, co jest, a co nie jest prawdą, skoro na sam wygląd nie  można rozróżnić orka od elfa… A potem iść na drugie śniadanie.  

Czasem wolałabym po prostu przypuścić szturm na Czarną Bramę. Wolałabym, żeby granice zła były zarysowane tak wyraźnie, że nie zatarłyby się w tłumaczeniach. Żeby światłowód zaniósł  za Ocean to, co my wiemy – bez przeinaczeń. Żeby już nie trzeba było tłumaczyć, co to jest  Moskwa.  

Zmieniły się niektóre z moich planów, niektóre relacje zostały zerwane lub naderwane,
sięgnęłam po zestaw tabletek, który czekał w mojej szufladzie właśnie na gorsze czasy.
Mężczyzna, z którym planowałam spędzić życie działa w konwoju humanitarnym pod samą linią frontu, a ja tylko czekam w bezpiecznym pokoju, trochę płaczę, uczę fizyki i matematyki, czekam jeszcze dłużej i myślę – może mogłam napisać coś lepiej? Może mogłam wysłać gdzie indziej mój artykuł o Duginie? Może dałoby się zmaksymalizować zasięg tego wszystkiego, co piszemy dla Ukrainy? Jak zmierzyć czy to, co robię, zmieni sytuację na lepsze? Dostarczenie żywności ma mierzalny efekt. Wysyłanie w eter artykułów o organizacji rządzącej Moskwą – już nie.  

Jednak mamy obowiązek dołączyć się do krzyku Aragorna. Właśnie dlatego, że nie ma i nigdy nie było po prostu jednego dziedzica Gondoru. Jest nas wielu – dzieci wszystkich zabitych i torturowanych przez Mordor w ostatnim stuleciu. W ten czy inny sposób przyszło nam krzyczeć przed Czarną Bramą z nadzieją, że w końcu ktoś usłyszy. „Wzywam Was do walki, Ludzie  Zachodu!” – tak, jesteśmy Ludźmi Zachodu, wybraliśmy dla siebie tę tożsamość zupełnie  dobrowolnie, i chcemy pozostać Ludźmi Zachodu. Przykro mi, Mearsheimer. Możesz odmawiać nam możliwości decydowania o sobie, gdyż żadne z nas imperium – a jednak natura ludzka  zawsze będzie dążyć do samostanowienia, nawet w niemożliwej sytuacji. My chcemy wybrać  życie i wolność. I kiedyś móc żyć w świecie, w którym nikt już nie musi krzyczeć, bo wszystkie  krzyki zostały usłyszane. 

Usłyszane, a nie zagłuszone, zminimalizowane lub przeinaczone tak, żeby pasowały do czyjejś  ideologii. 

Najtrudniejsza lekcja, jaką przyniosły mi pierwsze miesiące zaostrzenia konfliktu: niektórzy amerykańscy libertarianie wcale nie są libertarianami. Są przede wszystkim amerykańskimi pacyfistami. I jeśli związane z tym problemy nie są oczywiste… Wyobraźmy sobie Andropowa  lub innego szefa wydziału propagandy KGB przeglądającego swoje teczki i myślącego głośno „Ach, tak, amerykańscy pacyfiści, i po lewej, i po prawej stronie… Cóż za smaczny kąsek. Idealne źródło pożytecznych idiotów. Tu infiltracja będzie aż za łatwa, chwila, co oni myślą? Że państwa są złe, a Stany Zjednoczone są najgorszym z państw? Że winę na całe zło świata można zrzucić na Waszyngton? I… nie uczą się w szkołach historii ani nie wyjdą ze swoją perspektywą poza własny kontynent?” – myśli tak Andropow i śmieje się jak diabeł. 

Sama myślałam, że niektórzy Amerykanie będą mądrzejsi – teraz zostały mi wręcz podejrzenia  o agenturalność. Tak, w sytuacji wojny paranoiczne wymysły ludzi zza Żelaznej Kurtyny nagle  okazują się zupełnie możliwą rzeczywistością. Myślałam, że pewien think-tank, pomimo  niejakich braków w rozumieniu polityki zagranicznej, stoi mimo wszystko po stronie wolności.  Teraz muszę patrzeć, jak publikuje artykuły w zupełnie przejrzysty sposób wspierające interesy  Moskwy, gloryfikujące postać Dugina bez wzmianki o jego otwartym nawoływaniu do  ludobójstwa, powtarzające fałszywą narrację Rosji „promującej wartość rodziny” – bez  spojrzenia na statystyki… Lub nawet twierdzenia, że posiadanie przez dyktatury broni jądrowej  jest dobre, bo to oznacza, że Stany Zjednoczone nie przeprowadzą „zmiany reżimu”. Muszę  patrzeć, jak za cenę odrealnionego anty-amerykanizmu promują… zło.  

Ta zdrada jest jak… przewrócenie się na beton prosto na żołądek. Czy naprawdę byłam aż tak naiwna? Ludzie, których miałam za racjonalnych – i którzy samych siebie za racjonalnych uważają – przeinaczają rzeczywistość tak, żeby pasowała do ich kontrarianizmu. Dla własnej nierzeczywistej ideologii wierzą kłamstwom. Ciężko jest przekonać się na własne oczy i uszy, że ci, których miałam za przyjaciół, zamknęliby mnie w więzieniu rosyjskiej strefy wpływów i wyrzucili klucz… Bo tak nie lubią Waszyngtonu, że powtórzą za Putinem słowa o świecie bez hegemona.

Pomyśleć, że dwa lata temu mogłam pić piwo z agentem wpływu… Aż chce się to dwuletnie  piwo zwrócić. Ta więź została już przerwana. I nie zostanie odnowiona – nie po odkryciu  masowych grobów.

I nie po ich mętnych tłumaczeniach – na początku inwazji napisałam dyplomatyczny email z pytaniem, dlaczego niektóre artykuły są tak anty-zachodnie, że aż stoją po stronie KGB. W  odpowiedzi dostałam zlepek akapitów o tym, że „Zachód też jest zły, Ukraina też jest  skorumpowana, i teraz nie ma już obowiązku negatywnego stosunku do Rosji, nie ma też już co  wskrzeszać Zimną Wojnę, a ludzie ze Wschodu sami nie wiedzą, jak bardzo CIA miesza…” –  już nie powtórzę, nie umiem tłumaczyć z amerykańskiego. 

Myślałam, że „obowiązek negatywnego stosunku do Rosji” wynika z motta – „nie poddawaj się  złu”. I – niestety – to nie my decydujemy, czy Zimna Wojna zostanie wskrzeszona, czy nie.  Zimna Wojna zostałam wskrzeszona w 1999 roku, kiedy KGB powróciło do władzy po  dziesięcioletniej wojnie gangów. Moskwa otwarcie świętuje Dzień Czekisty i mówi, że „historia Łubianki jest naszą historią”. Etycznie nadal mamy do czynienia ze Związkiem Radzieckim. Nie ma znaczenia, w jakim opakowaniu jest nam sprzedawany – Moskwą rządzi organizacja, która  wysyła nastolatki do obozów pracy i podpala mieszkania opozycji. 

Miłosz w „Rodzinnej Europie” pisał, że ludzie dzielą się na dwa rodzaje: tych, którzy rozumieją, co to jest Rosja, i tych, którzy nie. Jest to dość jasny i bardzo praktyczny podział. Tylko ciężko  mi zaakceptować, że ci, których miałam za ludzi pierwszego rodzaju… Jednak nimi nie są. I  tak, poddają się złu.  

Ostatnie trzy miesiące były dla mnie maratonem uczenia, pisania i czekania na wieści z  konwoju. Sama muszę dodać coś do krzyku Aragorna, nie zważając na to, kto – i czy w ogóle –  mnie usłyszy. 

Udało mi się opublikować artykuł o historii KGB na blogu Students for Liberty, natomiast na  blogu Austrian Economics Center – o ideologii Dugina oraz o libertariańskiej argumentacji w  obliczu wojny defensywnej (teraz uważam, że ostatni artykuł powinnien być znacznie mniej  apologetyczny). Wszystkie materiały są dostępne w całości na angielskiej stronie  Stowarzyszenia Libertariańskiego, zostały też przetłumaczone na francuski dla Contrepoints. 

W kwietniu niezrównany Jacek Spendel – również zaniepokojony tym, co dzieje się w umysłach niektórych libertarian w Stanach – zorganizował livestream „Libertarian Against Putin’s War”. I tu jestem bardzo dumna ze zwerbowania do niego mojego przyjaciela Ilji – geofizyka z Moskwy, którego poznałam w  moim poprzednim życiu na Politechnice Zuryskiej. Ilja prężnie działa w Australii, gdzie mieszka – jest prezydentem Svoboda Alliance New South Wales. Chodzi na protesty owinięty biało niebiesko-białą flagą wolnych Rosjan, w lutym spalił paszport pod ambasadą, a jego organizacja – tak, jest to opłacalne nawet z Australii! – wysyła Ukrainie pomoc humanitarną.  

W sierpniu będę też panelistką na Liberty International World Conference w Tbilisi.

Tyle mogę zrobić w czasie wojny… Nie mogę sobie wyobrazić życia przyjaciół ze zniszczonych miast, którzy nie wiedzieli, czy zobaczą jeszcze rodzinę. A moje serce poleciało za pewnym  chłopcem gdzieś głęboko za Zaporoże, Charków czy Mikołajów. Takim chłopcem, który w  lutym rzucił wszystko, zabrał auto i znajomość języków i wsiąknął w Ukrainę. Czasem opowie  mi o transporcie czternastu kotów, dwóch psów i starszej pani z Odessy. Albo o wyprawie na  zaminowane tereny na północ od Kijowa, skąd miał odebrać starszą panią razem z córką. Most  był rozebrany, więc pojechał objazdem i zakopał się w leśnej drodze. Miny na szczęście w  pobliżu nie było. Kiedy wreszcie dotarł do opuszczonej wioski, znalazł dwie kobiety  zabarykadowane w domu i śpiące w wannie, bo tak bezpieczniej przy nalotach. Bały się, że nie  jest prawdziwym wolontariuszem, że je sprzeda. Kiedy wyciągnął plik dolarów, pokazując, że  pieniądze ma i nie potrzebuje nikogo sprzedawać, odparły przytomnie „ale to można  wydrukować”. 

Panie są już szczęśliwie za Frankfurtem.  

Wojtek działa przez fundację Historia Vita, której można pomóc tu Akcja UKRAINA – Kontakt  | Fundacja Historia VitaFundacja Historia Vita 

Ja sama nie dojadę za Mikołajów, ale dojadę do Tbilisi. Co mogę więcej powiedzieć poza  wszystko, co zostało już powiedziane? Musimy po prostu krzyczeć pod Czarną Bramą. Prawda  będzie zagłuszana i przeinaczana, ale mamy ten obowiązek – jako dziedzice Gondoru, synowie,  córki, wnuki i prawnuki wszystkich zabitych, torturowanych czy wywiezionych przez  organizację rządzącą Moskwą. 

Niektóre więzy przyjaźni zostały zerwane. 

Nadal wzywam Was do walki, Ludzie Zachodu.