Maciej Pawłowski, w sieci znany jako Dox. Z wykształcenia politolog, z zawodu pozycjoner stron internetowych, na co dzień publicysta i podcaster. Autor fanpage’a Dox i współautor podcastu Myślozbrodnia. Libertarianin promujący wolność przede wszystkim w Internecie.


Zacznę od tego, że jeszcze dobre dwa lata temu miałem duży problem z nazwaniem się libertarianinem. Zastanawiałem się nad tym, czy faktycznie pasuję do tego środowiska. W powrocie do „mojego” świata pomógł mi… rząd.

Jestem człowiekiem, który w każdej sytuacji stara się szukać pozytywów. Żyjąc w Polsce jest to bardzo ważne, w innym wypadku można by zwariować. No więc, gdy do moich uszu docierał coraz to nowy absurd wymyślany przez rząd, ja utwierdzałem się w przekonaniu, że tak, w moim życiu państwo na całej masie płaszczyzn (wszystkich?) jest niepotrzebne.

Ostatnio głośno jest o Polskim Ładzie, który niestety, podobnie jak wielu moich znajomych, odczułem. Ale i wcześniej nie było kolorowo. Zawsze wychodziłem z założenia, że wiele rzeczy, o których słyszymy w mediach, tak naprawdę nas nie dotyka. One podnoszą nam ciśnienie, gdy o nich czytamy, ale potem koniec końców nie wpływają na naszą codzienność. 

Rząd jednak sprawił, że jego działania są coraz mocniej odczuwalne. Nawet ci, którym wydawało się, że „oni przecież nie płacą podatków” doświadczają wyższych cen, wzrostu rachunków. Oczywiście jeszcze nie rozumieją, jaką rolę odegrało w tym państwo, ale możemy mówić o jakimkolwiek postępie.

Widzicie, ja uważam, że od lat nie mieliśmy lepszej okazji do mówienia o wolności. O roli państwa w naszym życiu. Libertarianizm jawił się jako jakaś mrzonka, coś kompletnie nierealistycznego. I teraz w dalszym ciągu jest odległy, jednak pojawiła się pokusa, by faktycznie odebrać władzy pewne kompetencje. Bo władza, jak to władza, popełniła błędy. A my te błędy musimy wykorzystać.

Zastanówcie się, kiedy promować liberalizm, jeśli nie w momencie, gdy rząd nawala na każdym kroku? Pamiętam czasy narzekania na PO, jednak PiS swoimi działaniami przekroczył kolejną już granicę. I to jest moment, który można wykorzystać.

Niestety, nie mamy takiej siły, aby teraz zaraz wprowadzić w Polsce nasze postulaty. Póki co nadszedł tylko i aż czas siania libertariańskiego ziarna. Ziarna, które być może w końcu trafi na podatny grunt. Zwróćmy uwagę na to, że nasz ruch się rozwija. Oczywiście, dalej nie jest silny i nie ma podjazdu do wielu innych poglądów. Ale jesteśmy silniejsi niż dawniej. Mamy lepsze zaplecze, nas samych jest też więcej. Na przestrzeni lat udało się stworzyć podwaliny, które teraz mogą działać prężniej.

Pewnych rzeczy nie jesteśmy w stanie zmienić z dnia na dzień. Możemy jednak już teraz głosić swego rodzaju Dobrą Nowinę. Możemy głosić Ewangelię Wolnego Rynku, która może trafić do zmęczonych państwowym interwencjonizmem ludzi. Możemy krzyczeć: Rząd marnotrawi polski potencjał! I w krzyku tym będzie nasza prawda.

Libertarianie często ograniczają się jedynie do wymiany myśli, dlatego ja chętnie podzielę się radami, które moim zdaniem warto wdrożyć. Są dwie rzeczy, które w cyklu przemian społecznych potrzebne są zawsze. Są to pieniądze oraz czas. 

Partie polityczne lubią „stawiać na młodych”. Tym stawianiem jest wykorzystywanie ich do akcji promocyjnych, „ludzkiego działania” polegającego na lataniu z ulotkami i ogarnianiu konferencji od zaplecza. Libertarianie potrzebują czegoś innego. Oczywiście, tacy aktywiści również są przydatni, jednak my młodym możemy doradzić inną ścieżkę. 

A jest to ścieżka rozwoju. Możemy namawiać do podnoszenia swoich kwalifikacji, nauki języków, do zrozumienia libertariańskiej drogi. Na kilku płaszczyznach różne organizacje podjęły już warte uwagi działania. Potrzeba nam liderów? No potrzeba. Dlatego można skorzystać z Polsko-Amerykańskiej Akademii Liderów i rozwinąć się pod tym względem. Mamy też Miltonalia, Weekend Kapitalizmu, mamy projekty zagraniczne, ot, choćby Projekt Arizonę. Ten świat żyje w naszym kraju intensywniej niż kiedykolwiek wcześniej.

Co więcej, libertarianie dają coś namacalnego. W iście randowskim stylu dają poczucie stawania się kimś lepszym, cenniejszym w społeczeństwie – choćby na rynku pracy. Powiem szczerze, gdy parę lat temu działałem w partyjnej młodzieżówce, w pewnym momencie poczułem, że starsi stażem bieda-politycy chcą mnie wydymać. Że zapieprzam dla nich, ale to nie jest tożsame z pracowaniem na rzecz jakiejś idei, choć początkowo tak mi się wydawało.

Im dłużej żyję, tym bardziej zdroworozsądkowy zdaje mi się libertarianizm. Walka o wolność to walka o samego siebie. To robienie przestrzeni na własne działania. Uważam, że każdy, choćby najdrobniejszy sukces libertarian to już jakaś korzyść dla każdego człowieka jako jednostki. No, nie licząc ludzi, którzy chcieliby całą władzę oddać państwu, a z siebie zrzucić odpowiedzialność.

Postacie takie jak Mises, czy Rothbard niewątpliwie pomogły wytyczyć szlak, którym chcę kroczyć. A działania państwa zapewniły mi litry paliwa na tę wędrówkę. Kiedy indziej mam mówić innym, że państwo działa na ich niekorzyść, niż w momencie, gdy wielu z nich widzi to na własne oczy? Myślę, że budowaliśmy te zaplecza, think-tanki, fundacje i stowarzyszenia, aby właśnie w takich czasach jak te najgłośniej dawać o sobie znać. 

Czasy libertarian jeszcze nie nadeszły. Jednak moim zdaniem nadszedł moment, gdy mamy odpowiedni grunt, aby głosić swoje racje. Może to i niewiele, ale hej, czy my kiedykolwiek mieliśmy więcej?

Leave a Reply