Wiceprezes Fundacji Wolności i Przedsiębiorczości, Dr Marcin Chmielowski wziął w zeszłą sobotę udział w III Forum Wolnościowym, które odbyło się w Sali Kolumnowej Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej.

Wydarzenie pierwotnie miało mieć charakter ponadpartyjny, lecz finalnie w gronie organizatorów znaleźli się posłowie tylko jednej partii. Zdaniem dr. Chmielowskiego nie jest to dobra prognoza dla pozycji libertarian i liberałów na scenie politycznej. Próbę rozwiązania tego stanu rzeczy, odwołując się do pojęcia twórczej destrukcji Josepha Schumpetera, można znaleźć w dzisiejszym komentarzu, zamieszczonym w mediach społecznościowych.

„Twórcza destrukcja to proces podczas którego można uwolnić wcześniej nie najlepiej używane zasoby i nadać im nową wartość. Pracy ludzi zaś nowy sens. Twórcza destrukcja opisuje nie tylko rzeczywistość ekonomiczną, może też odnosić się do obszaru polityki i projektów politycznych.
Prezentująca się jako wolnościowa Konfederacja nigdy nic w Polsce nie zmieni, to niemożliwe dla partii policzonej na maksimum dziesięć procent poparcia, w dodatku z żadną zdolnością koalicyjną. Nieliczni libertariańscy politycy aktywni w Konfederacji są bezsilni – bo swoją obecnością na pokładzie jedyne co będą, to uwiarygadniać ludzi przeciwnych ideom, które libertarianom są bliskie. Konfederacja nie jest partią wolnościową. To alt-right, z libertariańskim skrzydłem. Jasne, dobre i to, lepiej mieć libertariańskie skrzydło nawet w takiej partii niż żadne. Ale można inaczej. Jest w Polsce przestrzeń na projekt partii liberalnej i to tam powinno być naturalne miejsce libertarian, bo nie czarujmy się, jest nas za mało, abyśmy mogli być samodzielną frakcją w Sejmie. Musimy się z kimś porozumieć.
Sufit na partię liberalną jest w Polsce zawieszony całkiem wysoko. Jednocześnie, liberalny elektorat jest rozproszony po różnych partiach, częściowo zresztą nie głosuje. Bo nie ma na kogo, żadna oferta politycznego rynku nie jest dobra. Mało tego, żadna nie jest nawet znośna. Zasoby, czyli głosy wyborców, ale również praca chcących ich reprezentować polityków są źle alokowane. Mariaż nielicznych libertarian i wolnościowców ze środowiskami Grzegorza Brauna i niektórych narodowców, bo pamiętajmy, że to szerszy ruch, zapewnia parę procent, maksimum piętnaście. Zabiera jednak szansę na podwojenie tego wyniku i reprezentowanie elektoratu liberalnego, a nie elektoratu rzekomo samodzielnie myślącego.
I właśnie o tym mówiłem na III Forum Wolnościowym gdzie wykorzystałem swój czas na coś innego, niż odtwarzanie tych samych tez i argumentów, jakie mówimy sobie do samych siebie na tego typu i podobnych wydarzeniach. Nie jestem gramofonem, dlatego dużo bardziej od diagnozy – wszystkim znanej – obecnych rządów, interesuje mnie co w związku z tym należy zrobić i jak. Inaczej mówiąc: jako przedsiębiorca idei podkręcam piłkę, która ze środowiska trzeciosektorowego wylatuje do przestrzeni politycznej. Mamy czytelny sygnał: da się w Polsce zrobić partię liberalną, bez grania na antyukraińskich sentymentach, antysemityzmie i szkalowaniu gejów. Jednocześnie, taka partia jest też możliwa bez lewicowych naleciałości, bo liberałowie muszą bronić się przed zakusami na wolność wyprowadzanymi tak z prawa, jak i z lewa. I jesteśmy, przynajmniej potencjalnie, jako siła w polityce, do tego zdolni.
Zwracam uwagę na słowo „potencjalnie”. Realizacja takiego projektu byłaby bowiem trudna, popyt nie oznacza, że pojawi się odpowiednia podaż. A samo to, że sufit jest wysoko jeszcze nie znaczy, że politykom zdolnym do zrobienia takiego projektu udałoby się sięgnąć ponad podłogę. Jest szansa, jej wykorzystanie – to coś innego.
Jeszcze tej jesieni ukaże się raport z wyników badań prowadzonych przez Stowarzyszenie Libertariańskie, którego mam zaszczyt być honorowym członkiem. Podczas konferencji nie powiedziałem nawet kilku procent tego, co mamy. Oczywiście, wszyscy współuczestnicy mojego panelu dostaną miejsca w pierwszym rzędzie, kiedy to będziemy omawiać to, czego się dowiedzieliśmy”.